Browsing Category

Tajlandia

Tajlandia

Sanktuarium Słoni – moje wrażenia

Nie mogę zacząć inaczej tego wpisu jak tylko napisać, że to jedno z fajniejszych doświadczeń w moim życiu. Możliwość obcowania z tak wielkimi, dzikimi zwierzętami, które dotychczas widziałam tylko w zoo było dla mnie czymś niesamowitym. Już dawno temu, kiedy pierwszy raz zobaczyłam, że istnieje taka możliwość od razu wpisałam to na listę moich marzeń. A wiedząc, że wybieram się do Tajlandii nie pozostało mi nic innego jak tylko wybrać odpowiednie do tego miejsce, w którym stawia się w pierwszej kolejności na dobro zwierzęcia, a nie na zyski.
Internet dość mocno ostrzegł mnie, że tak naprawdę wszystkie te miejsca to ściema, że zwierzęta nie są tam szczęśliwe, że jak turyści nie widzą, to są krzywdzone.. Czy tak naprawdę jest? nie wiem.. Postanowiłam sama to sprawdzić.

Po dogłębnym przeszukaniu internetu zdecydowałam się na Elephant Junge Sanctuary w Phuket. Czytałam pozytywne opinie na blogach oraz na facebooku, pooglądałam zdjęcia, wszystko wydawało się w porządku. I moim zdaniem tak faktycznie było, słoniki wydawały się zadowolone, dostały jeść, były wykąpane, nie noszą śladów znęcania się, ani żadnych blizn.

EJS powstało w 2014 roku i zajmują się opieką nad słoniami, które np. ludzie sprzedają, ponieważ są już za stare, aby pracować. Uratowali już ponad 100 słoni. Posiadają swoje oddziały w Chiang Mai, Pattaya, Samui i oczywiście Phuket. Z pieniędzy zebranych za wstęp na teren Sanktuarium właściciele kupują jedzenie – a taki dorosły słoń je naprawdę sporo ok. 200-300 kg dziennie i pije ok. 40l wody dziennie. Dodatkowo trzeba zakupić leki, opłacić opiekę medyczną i utrzymać cały obiekt na którym żyją słoniki. Dlatego nie ma co się dziwić, że taka wycieczka nie należy do najtańszych jak na azjatyckie warunki, ale nie żałuję ani grosza i mam nadzieję, że rzeczywiście większość z zebranych pieniędzy jest przeznaczona dla najważniejszych w tym obiekcie.

Koszt porannej wizyty w sanktuarium to 2500 THB. Bilety można nabyć bezpośrednio na stronie https://elephantjunglesanctuary.com/phuket/ albo w lokalnych biurach podróży.
Można również wykupić bilet całodniowy i wszystkie czynności wykonać po raz kolejny.

Cena obejmuje:

– karmienie słoni


– nacieranie słoni błotkiem


– kąpanie słonika


– lunch, dość pokaźny. Wraz z mini kursem przygotowania Pad Thaia. Jedzenie było naprawdę smaczne i różnorodne.

Mini kurs przygotowania Pad Thai wraz z ochotnikami 🙂
jedzonko 🙂

Generalnie dużą rolę w Sanktuarium ogrywa również personel. Chłopak, który przeprowadzał wykład o zasadach bezpieczeństwa, słoniach itd. robił to w bardzo zabawny sposób, aż żałuję, że nic nie nagrałam 🙁 Na każdym kroku sypał żartami, rozbawił całe towarzystwo, dzięki czemu każdy czuł się swobodnie, a cały pobyt spędziliśmy w pozytywnej atmosferze. Jeżeli się będziecie wahać, w którym miejscu udać się do Sanktuarium to z uwagi na tego Pana z całego serca polecam Phuket! 🙂

Transport zapewnia oczywiście Sanktuarium w obie strony. Należy jedynie podać nazwę hotelu. Wszystko sprawnie i przyjemnie.

Na pożegnanie każdy otrzymał eko torbę z logiem Sanktuarium oraz książeczkę z ciekawymi informacjami, m.in: gdzie na terenie Tajlandii znajdują się Sanktuaria, znaczenie słoni w Tajlandii, ile ich mniej więcej jest w Azji, różnice między słoniami azjatyckimi, a afrykańskimi, jak wyglądają zdrowe, szczęśliwe słonie, a jak chore, a nawet zdjęcia słoników z różnych lokalizacji, wraz z datą urodzenia, niektóre są już dość wiekowe 🙂

Na ich oficjalnej stronie na facebooku z każdej wizyty dostępne są fotorelację, także można śledzić na bieżąco co się dzieje. Oczywiście jeżeli ktoś sobie tego nie życzy wystarczy powiedzieć Panu fotografowi i bez problemu uwzględni tę prośbę.

W mojej opinii jest to całkowicie bezpieczne miejsce dla słoni. Oczywiście nie ręczę głową, bo spędziłam tam jedynie kilka godzin, ale pragnę wierzyć, że nie dzieje im się żadna krzywda oraz, że są tam szczęśliwsze, niż w miejscach, w których były poprzednio.
Doświadczenie dla nas ludzi jest niesamowite, niespotykane i jadąc na drugi koniec świata mamy możliwość spełnienia swoich marzeń. Moje zdecydowanie zostało spełnione, cieszę się, że wybrałam właśnie to sanktuarium, które propaguje etyczne podejście do przygód z udziałem zwierząt.
Uczą, że nie wolno pod żadnym pozorem jeździć na słoniach, a cudowny czas można z nimi spędzić bez krzywdzenia. Na szczęście społeczeństwo stało się coraz bardziej świadome i już coraz mniej ludzi korzysta z tego typu atrakcji. Niestety w lokalnych biurach wciąż są dostępne wycieczki, w ramach których jazda to atrakcja :/
Ode mnie tylko taka prośba jeżeli jesteście miłośnikami zwierząt jak ja to nie jeździjcie na nich, szczególnie na tych, które nie są do tego anatomicznie przystosowane 🙁
Jak widać można wybrać inną formę obcowania z nimi, równie bliską i przyjemną 🙂

Tajlandia

Phi Phi

Po tysiącach poleceń tej wyspy nie mogło być inaczej, jak dodać ją do naszej trasy i bookować nocleg również w tym miejscu! Czy rzeczywiście jest tam tak cudownie? O tym za chwilę 🙂

Nocleg
Zdecydowaliśmy się na mega klimatyczny nocleg w domkach Viking skuszeni mnóstwem pozytywnych opinii. Oczywiście kilka godzin przed zakwaterowaniem wyczytałam, że komuś wszedł wąż do domku.. Nie wiem na ile to była prawda, fakt domki znajdują się wśród drzew i jest to możliwe, na szczęście nie miałam przyjemności spotkania tych osobników. Domki same w sobie były czyściutkie, codziennie sprzątanie, z tarasem, usytuowane blisko morza, codziennie było słychać uspokajający szum <3
Codziennie między 19:00, a 20:00 organizowali wieczór kuchni tajskiej, gdzie można było za darmo popróbować ich specjałów.
Lokalizacja Vikinga wg nas była średnia. Fakt, blisko mamy long beach oraz mniejsze plaże, ale do centrum wyspy oraz dwóch plaż, które się tam znajdowały był kawałek, ok. 15 min na nogach. Było to troszkę uciążliwe, jeżeli chciało się coś zjeść na mieście, a nie w restauracji Vikingowej, albo plażować w tamtej części wyspy. Wiadomo raz dziennie można się przejść, ale kika razy to już trochę kłopotliwe.

Co jeszcze ważne,o co się martwiliśmy, to jak dojedziemy do Vikinga po przypłynięciu do portu. Okazało się, że tajowie pomyśleli o wszystkim i w porcie czekał na nas Pan z tabliczką Viking, który dowiózł nas do Resortu.

Zdjęcie zrobione na cudzym tarasie z przepięknym widokiem <3
nasz taras
malutkie wnętrze pokoju typu standard
Można też zamieszkać w takim domku na plaży 🙂
A śniadanko jeść w takich okolicznościach. Upsi, ktoś tu potrzaskał talerz 🙂
albo obiad

Transport

Na wyspie nie ma żadnych środków transportu – taksówek, autobusów itd, ponieważ wyspa jest malutka, także bez problemu można ją przejść na nogach lub skorzystać z taksówek-łódek 🙂

Plaże

Tonsai Bay
Plaża przy porcie wbrew pozorom woda jest dość ładna, nie zmącona. W wodzie niestety dużo kamieni i jak chcecie popływać to może być ciężko, bo jest bardzo płytko, tak do pasa w najdalszym punkcie 🙂
Wszystkie wycieczki, które przypływają na Phi Phi z Phuket, czy Krabi lądują właśnie w tym miejscu, dlatego jest dość tłoczno.

Loh Dalum Bay

Plaża ciekawa, bo do był 12:00 był przypływ, a później woda znika na dobre kilkanaście metrów. Widać tylko zacumowane łódki w piasku. Można tam wypożyczyć kajak i popłynąć na Nui Beach oraz Monkey Beach.

Long beach

Plaża najbliżej naszego domku, dosyć długa, ale generalnie nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak Surin na Phuket, jest jak najbardziej ok. Uważajcie na kamienie w wodzie mogą nieźle pociąć stopy. W sumie najlepiej zaopatrzyć się w buty do wody. Na Phi Phi plaże są piaszczyste, ale w wodzie jest sporo kamieni. W oddali rozpościera się piękny widok na Phi Phi Le 🙂

Monkey beach
Słynna plaża z małpkami, faktycznie jest ich tam trochę. Na plażę można się dostać wyłącznie drogą morską. Ogólnie plaża bardzo ładna, fajna roślinność, niewielka liczba ludzi. Trzeba trochę uważać na swoje rzeczy, bo małpki się strasznie wycwaniły i żerują na ludziach, potrafią wyciągnąć plecak z kajaka 🙂
Minusem jest utrudniona dostępność – można to też traktować jako plus, nie wszyscy decydują się tam popłynąć.

Atrakcje wyspy

View Point
Mega widok! Alee nie ma nic za darmo. Najpierw trzeba pokonać drogę pod górkę, z tym, że są one dwie. Dłuższa i krótsza. Zgadnijcie, którą poszliśmy.. W naszym resorcie były znaki na view point, to mówimy ok, idziemy tą drogą, szczerze mówiąc nawet się specjalnie nie zgłębiałam jak tam dojść, czy są inne drogi itd i to był błąd 🙂 Nasza droga prowadziła całkowicie na około, obok zbiornika, budowy nowego resortu, lasu, także pełna różnorodność 🙂

Bananki na drzewach 🙂
Zbiornik
Budowa nowego resortu pośrodku niczego 🙂

Jeszcze przed wyjściem zastanawialiśmy się czy brać jakieś pieniądze, o tym, ze wstęp płatny też nie doczytałam, może dlatego, że to nic nieznaczące 30 THB, przez które o mały włos pocałowaliśmy klamkę. Na szczęście postanowiliśmy wziąć 100 THB gotówki oraz wodę 🙂
Wracaliśmy na inną drogą, elegancko schodkami, 10 min tyle, że do centrum, później musieliśmy jeszcze przejść 15 min do Vikinga, ale to i tak lepsze niż godzinna przechadzka tamtymi drogami.

oznaczenia w centrum
niepozorne schodki wiodące na view point

A teraz najważniejsze, cuuuuudny widok! <3 Pięknie tam było!

Wycieczka wokół wyspy


– Maya Bay – ślicznie tam! póki co zamknięta, dopływa się jedynie do wyznaczonego punktu i stamtąd można pooglądać widoczki i ponurkować w wyznaczonym miejscu z wieloma kolorowymi rybkami. W przyszłości po odbudowaniu się rafy planują ograniczyć ilość turystów tam przebywających jednego dnia, poprzez wprowadzenie opłat. Niestety niezliczona ilość turystów, ich głupie zachowanie oraz kremy do opalania przyczyniły się do dużych zniszczeń tamtejszych koralowców


– plankton – nurkowanie po zachodzie słońca z planktonem, myślałam, że to będzie większe wow. Z poziomu łódki nie było widać kompletnie nic, dopiero jak się zanurkuje i poruszy rękoma widać migoczące się malutkie punkciki. Są, nie jest to marketingowa ściema, ale bez większego szału.

Jedna wielka imprezownia
Dla jednych atrakcja, dla innych przekleństwo. Niemniej jednak jeżeli ktoś ma ochotę na odrobinę szaleństwa i zabawy bez wątpienia odnajdzie się na Phi Phi. Po zmroku zamienia się w miejsce różnorodnych zabaw oraz pokazów np. najlepsze fireshow jakie widziałam w życiu. Polecam drinki z wiaderka, za 150 THB dostajemy naprawdę wielkiego drinka, także uważajcie z ilością 🙂

Moje wrażenia

Ogólnie wyspa jest bardzo fajna i różnorodna, od cichych zakątków, gdzie nie słychać nic prócz natury, po huczne imprezy. Jednak brakowało mi tego czegoś, czego oczekiwałam od tajskiej wyspy (w dodatku tak polecanej!), a mianowicie pięknej rajskiej plaży. Jeżeli tylko tego oczekujemy to możemy się lekko zawieść i lepiej obrać inny kierunek 🙂 My zdecydowanie nie żałowaliśmy naszego wyboru, ale też kolejnym razem wybierzemy inne wyspy. To już były ostatnie chwile w Tajlandii, odpływając na powrotny prom do Phuket cała wyspa wydała nam się piękniejsza, woda była bardziej niebieska, a słońce lepiej świeciło.


Tak to już jest, strasznie smutno kończyć takie piękne wakacje 🙁
Na szczęście zdjęcia i wspomnienia zostajną z nami na długo! 🙂


Tajlandia

Krabi

Tak jak większość ludzi stanęliśmy przed decyzją, co wybrać: Krabi, czy Phuket. Postawiliśmy na jedno i drugie, dając obu miejscom szansę oraz możliwość wyrobienia sobie własnej opinii. Zaraz po przypłynięciu na Krabi, coś co najbardziej się różniło od Phuket to ogrom zieleni. Nawet jadąc w dalszą trasę cały czas zachwycaliśmy się cudowną przyrodą. Zdecydowanie mniej budynków, szarości, slumsów, ludzi.

Gdzie nocować ?

Najlepiej jak najbliżej głównych dróg, przy Ao Nang Beach, aby mieć wszędzie blisko i nie musieć dojeżdżać. Jeżeli jednak nie jesteście fanami hałasu i tłumu, a od noclegu oczekujecie spokoju, to z pewnością znajdziecie coś w dalszych częściach prowincji. My zdecydowaliśmy się na II opcję, trochę ze względu na atrakcyjną cenę, trochę z chęci spróbowania czegoś „innego”. Wybraliśmy nocleg w domkach bambusowych Bamboo Resort

Domki ciekawe, jednak słychać każdy, dosłownie każdy odgłos z domków sąsiadujących oraz było niezbyt czysto. Szpary w drzwiach, czy łazience były dość znaczne i bez problemu przedostałby się tam jakiś osobnik, na szczęście naszymi lokatorami na gapę były tylko ślimaki. Mieliśmy też klimatyzację, która skutecznie odstraszała komary, psikałam też sprayem na komary szparki, więc było ok:)

Transport na Krabi

Podobnie jak na Phuket z transportem nie ma problemu, wiele ośrodków oferuje wypożyczenie skutera za 200 THB, są też taksówki, autobusów szczerze mówiąc nie widziałam, może dlatego, że nie zwracałam na nie uwagi. Poruszaliśmy się wszędzie wyłącznie skuterem, a zorganizowane wycieczki zazwyczaj zapewniają transport spod drzwi do miejsca docelowego.

Plaże

A tak właściwie jedna, którą widzieliśmy w Ao Nang
Według mnie Krabi nie nadaje się na plażowanie, jeżeli nie chcemy nigdzie indziej jeździć. Woda zielona, w ogóle nie widać co się w niej znajduje, a na plaży widziałam małego węża, także wyobraźnia zaczęła działać.

Nie chciałabym się z nim spotkać w wodzie.
Na plażę obok można przejść specjalnie zrobioną ścieżką w ok 10 min. Faktycznie jest trochę przyjemniejsza, sprawia wrażenie prywatnej dla domków, które się tam znajdują. Tajskiego klimatu dodają na pewno ogromne skały zanurzone w wodzie, cudownie wyglądają.

Początek drogi na II część plaży
Dookoła mnóstwo małpek 🙂

Co robić będąc na Krabi ?

Railay

Za 100 THB w jedną stronę można popłynąć na Railay, łódki jeżdżą co chwilę, jak się zbierze grupa chętnych osób, przy plaży w Ao Nang. Z powrotem sytuacja wygląda identycznie. Na Railay nie ma możliwości dotrzeć innym środkiem transportu niż drogą morską, ponieważ jest oddzielone górami.

Znajdują się tam 3 plaże, punkt widokowy, mnóstwo knajp, szczególnie reggae barów, świątynia penisów oraz miejsca noclegowe (hotele, domki)

My wylądowaliśmy na Railay West. Dopływają tu łódki z turystami m.in z Ao Nang. Plaża dość tłoczna, wiadomo, każdy chce zobaczyć słynne Railay. Z plaży jest dróżka, która prowadzi do nazwałabym to centrum, gdzie możemy coś zjeść, napić się, kupić pamiątkę. Większość to Reggae Bary. Uważajcie też na młpki kradną jedzono 🙂

Wylizuje resztki po naszym naleśniku 🙂
dig

Do Railay East nie polecam iść nie ma tam miejsca na plażowanie, jest to chyba droga dojazdowa dla łódek typu śmieciarki, dostawcy, oraz transport dla gości hotelowych spędzających urlop w tej części półwyspu. Nie nadaje się raczej na plażowanie.

Railay West

Długa, szeroka plaża, ładne widoczki na góry. Można tu sobie przycupnąć na chwilę pokąpać się i poopalać.

Railay East

Railay Phra Nang Beach również bardzo popularna plaża na półwyspie. Dojść można przez dżunglę, lub tak jak my dzięki wycieczce na 4 Island przypłynąć tu łodzią. Plaża jest nieco mniejsza od Railay West, sprzedaż różnych artykułów odbywa się na łódkach. Mają zakaz sprzedaży piwa, ale jak się dobrze zagada to wyciągną zmrożone piwo „spod lady” 🙂

wspomniane nielegalne piwo 🙂

Znajduje się tam również restauracja z pięknym widokiem. Niestety jest przeznaczona wyłącznie dla gości hotelowych i zwykli turyści z plaży nie mogą spędzić tu czasu, a szkoda, bo wygląda naprawdę genialnie!

Niewątpliwie atrakcją plaży jest też świątynia penisów Princess Cave. Legenda głosi, że przebywa tam duch księżniczki, która dzięki składanym ofiarom przynosi szczęście i płodność. Tymi ofiarami są oczywiście penisy z różnych materiałów, w przeróżnych rozmiarach. Zależy od wyobraźni autora, zobaczcie sami.

4 islands

Świetnie zorganizowana całodniowa wycieczka. Po kolei płynie się na Tup Island, tutaj jest ok. 40 min na chwilowy odpoczynek, zrobienie ładnych zdjęć lub spacer. Totalne odzwierciedlenie raju. Piękny kolor wody, piasku.. cudo!

Następnie z łódki ogląda się chicken Island słynną dzięki skale przypominającej głowę kurczaka. Nie ma plaży, ani wejścia z morza, dlatego zdjęcia robimy wyłącznie z łódki.

Kolejną atrakcją jest nurkowanie, widziałam naprawdę ładne rybki, kolorowe, te większe oraz mniejsze, takie które pierwszy raz w życiu widziałam na oczy, a których nazw kompletnie nie znam 🙂

Ostatnią wyspą była Poda Island, na której otrzymaliśmy posiłek. Ogromny plus oczywiście za smak, duże porcje z możliwością dokładek, ale i porcelanowe talerze i metalowe sztućce. Wszystko bez zbędnych plastików 🙂

Ostatnim miejscem była plaża w Railay. Czas tam spędzony poświęciliśmy na totalny relax

Generalnie pracownicy, którzy się nami zajmowali podczas wycieczki byli mega mili i śmieszni, całą wycieczkę oceniam baaardzo pozytywnie i każdemu polecam z całego serca <3

Cena 1200 THB/os – ceny się różnią warto negocjować, z pewnością nie utargowaliśmy jakiejś porywczej kwoty, ale uznaliśmy ją za uczciwą w szczególności, że zakupiliśmy ją tego samego dnia o poranku.

Emerald Pool, Hot Springs & Tiger Cave

Nieco dalej oddalone atrakcje od Ao Nang, można wykupić łączoną wycieczkę, albo tak jak my wypożyczyć auto i w drogę!

Najpierw udaliśmy się do Parku Narodowego, tam zrobiliśmy sobie spacer wśród takich krajobrazów jak na poniższych zdjęciach.

Spędziliśmy tam może z godzinkę i udaliśmy się w kierunku Emerald Pool. W drodze zatrzymaliśmy się na przydrożne jedzenie oraz złapaliśmy gumę!


Na szczęście faceci chybko ogarnęli temat i mogliśmy ruszyć dalej. (nie zostaliśmy pociągnięci do odpowiedzialności finansowej, dziura w oponie zrobiła się z boku, wynikała ze zużycia, a nie najechania na jakiś przedmiot, początkowo chcieli 1000 THB, ale powiedzieliśmy, że tak naprawdę mogło nam się coś stać przez taką awarię i to ich wina)

Emerald Pool

Jeziorko fajne pokąpaliśmy się, pospacerowaliśmy wśród ciekawej przyrody. Jedynie co to byłam zawiedziona zamknięciem drogi na Blue Pool, jednak później doczytaliśmy, że jakieś ptaki złożyły tam jaja i teren w tym okresie jest zamknięty dla turystów 🙁

Kolejnym punktem wycieczki były gorące wodospady, których generalnie nie polecam. Zdjęcia kontra rzeczywistość to było ogromne rozczarowanie. Są malusieńkie, faktycznie gorące, czy lecznicze nie jestem w stanie ocenić, ale na pewno mogę powiedzieć, że szkoda czasu, żeby tam jechać. przy temperaturze na dworze ponad 30 stopni grzanie się w gorącej wodzie nie jest najlepszym pomysłem przez dłuższy czas. Długo tam nie zawitaliśmy i ruszyliśmy dalej w kierunku Tiger Cave.

Tiger Cave

I tu o mały włos byśmy nie dojechali o właściwej porze. W Tajlandii ciemno się robi już o 18:00, słyszeliśmy opinie, że wchodzi się nawet 2h, a dojechaliśmy o 17:30. Wyglądało to na sytuację bez wyjścia, na szczęście ludzie, którzy już pokonali mordeńczą trasę mówili, że da się wejść w ok. 30-40 min. Challange accepted i w drogę! W 27 minut udało nam się zdążyć na piękny zachód na górze. Schody faktycznie były ciężkie do pokonania byliśmy cali mokrzy i wykończeni. Dodam, że jest ich 1237! i na pewno nie są to malutkie schodki, co możecie zobaczyć na zdjęciach. Drugi raz chyba bym tam nie weszła, ale zmęczeni i szczęśliwi uznaliśmy, że warto było przełamać coś w sobie, podjąć wyzwanie i osiągnąć zamierzony cel. Po drodze widzieliśmy jeszcze mnóstwo małpek 🙂

Podsumowując Krabi zapamiętam na pewno pozytywnie. Mnóstwo małpek na każdym kroku, zielono, miło i spokojnie. Teraz czas na Phi Phi

Tajlandia

Phuket

Naszą przygodę w Tajlandii rozpoczęliśmy na Phuket. Zdecydowaliśmy się na wycieczkę objazdową spędzając po kilka dni w jednym miejscu. Na Phuket przeznaczyliśmy w sumie 5 dni, następnie Krabi oraz Phi Phi.

Planując podróż do Tajlandii wybraliśmy lot linią lotniczą Qatar z Warszawy przez Doha na Phuket. Bilety na koniec października kupiliśmy już w wakacje, w lipcu za 2 000 zł/os. Latając dotychczas wyłącznie tanimi liniami lotniczymi to było coś zupełnie innego. Stewardessi dbający o nas na każdym kroku, dwa darmowe posiłki, nielimitowane napoje, ekrany w zagłówkach, kocyk, poduszka, a nawet szczoteczka z pastą, czy pomadka ochronna do ust to rzeczy, których nie uświadczymy w tanich liniach, nawet na podobnych dystansach.

Nocleg na Phuket wybraliśmy w miejscowości Surin w hotelu 6th Avenue Surin. Generalnie na noclegi nie chciałam przeznaczać dużo pieniędzy, uważam, że nie jest to najważniejsze, bo i tak większość czasu spędza się poza nim. Jednak szukając noclegów okazało się, że można na spokojnie znaleźć dobry hotel w bardzo dobrej cenie. Uznaliśmy, że jednym z noclegów będzie hotel z dobrym standardem w rozsądnej cenie i taki właśnie znaleźliśmy na Phuket. Zdecydowanie mogę go polecić.

6th Avenue Surin Beach hotel ****
Basen na dachu z cudownym widokiem <3

Plaże

Surin Beach

Od pierwszego wejrzenia skradła nasze serce. Palmy, piękna błękitna woda – właśnie tego oczekiwaliśmy od Tajlandii. Plaża jest dość długa, co ważne, bez żadnego kamienia w wodzie! Fale potrafią zrównać z parterem, ale można się na nich trochę „pobawić”. Za plażą jest dość dobrze rozwinięta oferta gastronomiczna ze świeżymi kokosami, naleśnikami, pad thaiami i właściwie ze wszystkim czego zapragniecie, ale co ważne nie jest przy tym hałaśliwa i tłoczna.

Liczne knajpki na Surin Beach
Pyyyyyszne naleśniki banan nutella oraz mango 🙂

Wieczorem można zobaczyć piękne zachody słońca 🙂

Pyszny Pad Thai na Surin Beach

Bang Tao

Plaża z wieloma atrakcjami – jet sky, parachute, banan. Dużo się dzieje, knajpki i bary na plaży, blisko hotele, leżaki. Niestety woda nie jest już tak krystalicznie czyściutka, ciut bardziej popularna niż Surin przez co jest też więcej ludzi.

To właśnie tu znalazłam ławeczkę do jakże „instagramowego ” zdjęcia 🙂

Bang Tao Beach Phuket

Polecam skorzystać z tych wodnych atrakcji, ponieważ ceny są dużo niższe niż w Europie. Nam zawsze było szkoda wydać 50 euro za 15 minutową przejażdżkę na Jet Ski, więc natrafiła się idealna okazja, aby w końcu spróbować swoich sił. Wynegocjowaliśmy 1300 THB za 45 min(!) jazdy.

Freedom Beach

Plaża piękna – wszystko czego oczekuje od pięknych, rajskich plaż się tam znajduje: palemki, skałki, lazurowe morze, mało ludzi 🙂 Powodem niewielkiej liczby ludzi oraz dość małej popularności plaży jest na pewno utrudniony dostęp poprzez położenie plaży. Najpierw droga prowadzi przez wertepy, trochę się obawialiśmy o podwozie wynajętego samochodu, następnie 500 m dróżką w dół na nogach. Przed wejściem stoją szemrani Panowie nazwani przeze mnie mafjozami, którzy sprzedają napoje. Trochę czułam się przy nich niepewnie zważywszy na fakt, że znajdowaliśmy się pośrodku niczego, nieopodal tylko jakieś slumsowe budynki i dżungla.. Jednak może moja wyobraźnia jest zbyt wybujała i ostatecznie Panowie grzecznie nas pożegnali, a my walcząc żeby nic nie urwać w samochodzie pojechaliśmy dalej w drogę.

Wspomniani wcześniej Panowie

Mimo tych utrudnień warto się tam pojawić 🙂

Nai Yang Beach

Słynie z niewielkiej odległości do lotniska, właściwie jest „za płotem” dzięki czemu można pooglądać z bliska startujące maszyny. Nai Yang znajduje się na terenie Parku Narodowego i za wstęp pobierane są opłaty 200 THB, udało nam się dogadać z paniami i zapłaciliśmy 20 THB 🙂 Oprócz tych samolotów plaża wygląda bardzo zwyczajnie, jest baaaardzo długa (złożona z kilku plaż, granice nie są konkretnie wyznaczone) i szeroka. Może nie jechałabym na nią przez całą wyspę, jednak jak będziecie w okolicy można ją odwiedzić, zrobić sobie fajną fotkę z samolotem.

Jak już jestem w temacie lotniskowym to warto rozważyć opcje noclegu niedaleko lotniska, my mieliśmy tak fajnie, że mogliśmy dojść tam na nogach w 10 min, nie martwiąc się o transport, a samolot był rano.

W planie było zobaczenie o wiele więcej plaż niż opisałam, ale stwierdziliśmy, że nasza Surin jest tak piękna, że szkoda tracić czas na szukanie innych, była po prostu idealna! 🙂

Transport na Phuket

Phuket to bardzo duża wyspa i generalnie z transportem raczej nie ma problemu. Możemy wypożyczyć samochód, skuter, skorzystać z komunikacji miejskiej oraz taksówek. Wszystko zależy od budżetu jakim dysponujemy i jakie mamy możliwości. Wybór jest duży także każdy znajdzie coś dla siebie.

Koszt wypożyczenia:
– samochód ok 1300 THB


– skuter ok 350 THB
Oczywiście cena jest zależna od modelu i mocy pojazdu

Co zrobić będąc na Phuket?

  • Odwiedzić sanktuarium słoni – więcej w osobnym poście
  • Moneky Hill – niestety nie zdążyliśmy tam dotrzeć, ponieważ zrobiło się już ciemno. To miejsce może stać się inspiracją dla osób lubiących podobne atrakcje
  • Miasto Phuket

Zbyt wielu rzeczy w mieście Phuket nie zobaczyliśmy, po 18:00 zrobiło się już ciemno i szczerze mówiąc miasto wyglądało trochę na wymarłe, nie wiem co było tego powodem. Liczyliśmy na tłumy, mnóstwo knajp, streetfood, a było zupełnie inaczej. No cóż… może nie ten czas, nie te miejsca 🙂

Cieszyliśmy się, że już na pierwszej wyspie byliśmy w pełni zadowoleni i w zasadzie nic nam więcej do szczęścia nie było potrzeba, a to był dopiero początek naszej przygody z Tajlandią. Następnie przenieśliśmy się na Krabi.

Tajlandia

Co warto wiedzieć przed podróżą do Tajlandii?

Międzynarodowe Prawo Jazdy

W Tajlandii do prowadzenia samochodu oraz skutera wymagane jest międzynarodowe prawo jazdy. Wyrobić je może każdy, praktycznie od ręki. Ważną informacją jest konieczność posiadania prawa jazdy kat. A w przypadku skutera. W praktyce nie jest to sprawdzane, jednak podczas jakiejś kolizji na drodze można nabawić się sporych kłopotów

Waluta

W Tajlandii obowiązującą walutą jest Tajski Bat.
W przeliczeniu 1 bat = 0,13 zł

Szczepienia przed wyjazdem do Tajlandii

W Tajlandii nie ma obowiązkowych szczepień, są jedynie zalecane. Sami możemy zadecydować, czy chcemy się zaszczepić. Zalecanymi szczepieniami są:
– WZW A+B
– Błonica, tężec, krztusiec
– Dur brzuszny
– wścieklizna -konieczna w przypadku ugryzienia np. przez małpę, czy psa.

Minimalne „kieszonkowe” przy podróży do Tajlandii

Wymagane jest posiadanie 10.000 THB na osobę, czyli ok. 1300 zł w dowolnej walucie. Nie wystarczy niestety tylko karta, na której możemy mieć pokaźną sumę. Z naszego samolotu raczej nikt nie został poproszony o okazanie gotówki, jednak są takie przypadki i lepiej się przygotować, niż udać w podróż powrotną. Najczęściej mogą o to zostać poproszone osoby podróżujące z plecakiem o dość niedbałym wyglądzie, jednak nie ma na to reguły… Ma to na celu walkę z osobami podróżującymi bardzo budżetowo.

Wiza

W Tajlandii dla obywateli polskich wiza nie jest wymagana, jeżeli podróżujemy w celach turystycznych, nie dłużej niż 30 dni. Wypełnia się jedynie taką kartę wjazdu/wyjazdu, w której wpisujemy wszystkie nasze dane, nr lotu, średnie zarobki, nazwę hotelu itd. – ważne, aby ją zachować do czasu odprawy lotniskowej podczas powrotu, również w niektórych hotelach mogą o nią poprosić (my oczywiście ją zgubiliśmy, wtedy nic się nie dzieje, wypisujemy ją kolejny raz na lotnisku)
W przypadku podróży dłuższych lub nie turystycznych wiza jest wymagana.

Kiedy najlepiej jechać do Tajlandii ?

To chyba pytanie stawiane najczęściej przez osoby, które jadą pierwszy raz do Tajlandii, później odpowiedź jest prosta – KAŻDA. Oczywiście wszyscy marzymy o idealnym urlopie bez grama deszczu, który mógłby pokrzyżować nasze plany .

W baaaaaardzo dużym uproszczeniu w Tajlandii wyróżniamy porę suchą i deszczową


Pora sucha trwa od listopada do lutego – wtedy praktycznie w całym kraju powinna być ładna pogoda, wiadomo, że na przełomie, jeszcze do połowy listopada może występować jeszcze sporo opadów (ten czas na podróż właśnie wybraliśmy) głównie nocą, wieczorem i rano. Nie było to dla nas kompletnie uciążliwe zazwyczaj ulewy były intensywne, ale krótkie.


Pora deszczowa trwa od marca do października – najwięcej opadów odnotowuje się we wrześniu. Generalnie zasada jest taka, że jeżeli wybieramy się w porę deszczową najlepiej kierować się w okolice Zatoki, wtedy najmniej tam pada. Pogoda to loteria, ciężko ją przewidzieć może się trafić tak, że w danym miejscu w czasie pory deszczowej będziemy cieszyć się cudownym słońcem. Zawsze jest ciepło, nie wyobrażajmy sobie deszczu i zimna jak w Polsce, ale w porze deszczowej są jeszcze wyższe temperatury, niż w porze suchej, która jest nazywana nawet chłodną, ale to nie dla nas 🙂
Wybór podróży poza sezonem ma swoje plusy: jest zdecydowanie mniej turystów, niższe ceny, więc łatwiej też zdobyć atrakcyjny nocleg, tańsze bilety lotnicze oraz wycieczki.

Kompletnie nie należy sugerować się prognozami pogody, wg nich burze i deszcz są codziennie, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Momentami prognozy pokazywały słońce, a akurat było oberwanie chmury i odwrotnie. Także dobra rada, patrzcie w niebo, a nie na prognozy i pamiętajcie, że nawet jak w tym momencie pada to nie oznacza to, że za godzinę nie będziecie leżeć na plaży 🙂

Warto pamiętać, że jest bardzo wilgotne powietrze, aż do tego stopnia, że ciężko coś wysuszyć na balkonie, szczególnie jak nocujecie np. w domkach w dżungli. Później dobrze sobie schować rzeczy pod klimę, tam jest większe prawdopodobieństwo wysuszenia, ale wiadomo nie ma z tym tragedii.

Odnośnie dużej wilgotności czasami telefony mają problem z ładowaniem, ponieważ wykryta jest wilgoć w porcie USB. Słyszałam, że dzieje się tak w szczególności z telefonami firmy Samsung, my z Huawei kompletnie nie mieliśmy problemów.

Ceny w Tajlandii

Istnieje ogólne przeświadczenie, że w Tajlandii jest tanio. W większości przypadków jest to prawda, szczególnie poza sezonem. Wyjątkiem są ceny np. piwa w „restauracji”. Ceny np. taxi, czy transportów drogą morską są porównywalne do PL. Zauważyliśmy, że najdrożej było na Phuket, ceny potrafiły różnić się o kilka zł w porównaniu z Krabi, czy Phi Phi, dlatego wybór miejsca bazowego, również wpływa na odczucia cenowe.

Przykładowe ceny w 2019 roku:

woda 1,5 L – 15 THB – 1,70zł
duże piwo w restauracji (0,6l) – 100-120 THB – 12,86-15,43zł
świeży kokos – 40-70 THB 5,14zł – 9zł
Padthai – 60-120 THB 7,72zł – 15,43zł
Mango sticky rice – 50-120 THB 6,43 zł – 15,43zł
cola – 20 -40 THB 2,57zł – 5,14zł

Porównując te ceny oraz ceny w krajach europejskich z pewnością jest o niebo taniej, możemy do woli objadać się owocami morza, popijać kokosy na plaży, skorzystać ze sportów wodnych (np. jet ski) nie rujnując przy tym budżetu 🙂

Jaką walutę najlepiej zabrać ze sobą ?

Najlepiej zabrać dolary lub euro, tak naprawdę nie ma znaczenie, którą z tych walut wybierzemy, różnice na takich kwotach będą minimalne. Warto jednak wiedzieć, że wymieniane są jedynie dolary najnowsze, tych starszych nie wymienimy w żadnym kantorze. Dolary o mniejszych nominałach (10,20) mają mniej korzystny kurs niż np. 100 dolarowe banknoty. Jeżeli chodzi o euro, to kurs jest jeden dla wszystkich nominałów.