Browsing Tag

phuket

Tajlandia

Sanktuarium Słoni – moje wrażenia

Nie mogę zacząć inaczej tego wpisu jak tylko napisać, że to jedno z fajniejszych doświadczeń w moim życiu. Możliwość obcowania z tak wielkimi, dzikimi zwierzętami, które dotychczas widziałam tylko w zoo było dla mnie czymś niesamowitym. Już dawno temu, kiedy pierwszy raz zobaczyłam, że istnieje taka możliwość od razu wpisałam to na listę moich marzeń. A wiedząc, że wybieram się do Tajlandii nie pozostało mi nic innego jak tylko wybrać odpowiednie do tego miejsce, w którym stawia się w pierwszej kolejności na dobro zwierzęcia, a nie na zyski.
Internet dość mocno ostrzegł mnie, że tak naprawdę wszystkie te miejsca to ściema, że zwierzęta nie są tam szczęśliwe, że jak turyści nie widzą, to są krzywdzone.. Czy tak naprawdę jest? nie wiem.. Postanowiłam sama to sprawdzić.

Po dogłębnym przeszukaniu internetu zdecydowałam się na Elephant Junge Sanctuary w Phuket. Czytałam pozytywne opinie na blogach oraz na facebooku, pooglądałam zdjęcia, wszystko wydawało się w porządku. I moim zdaniem tak faktycznie było, słoniki wydawały się zadowolone, dostały jeść, były wykąpane, nie noszą śladów znęcania się, ani żadnych blizn.

EJS powstało w 2014 roku i zajmują się opieką nad słoniami, które np. ludzie sprzedają, ponieważ są już za stare, aby pracować. Uratowali już ponad 100 słoni. Posiadają swoje oddziały w Chiang Mai, Pattaya, Samui i oczywiście Phuket. Z pieniędzy zebranych za wstęp na teren Sanktuarium właściciele kupują jedzenie – a taki dorosły słoń je naprawdę sporo ok. 200-300 kg dziennie i pije ok. 40l wody dziennie. Dodatkowo trzeba zakupić leki, opłacić opiekę medyczną i utrzymać cały obiekt na którym żyją słoniki. Dlatego nie ma co się dziwić, że taka wycieczka nie należy do najtańszych jak na azjatyckie warunki, ale nie żałuję ani grosza i mam nadzieję, że rzeczywiście większość z zebranych pieniędzy jest przeznaczona dla najważniejszych w tym obiekcie.

Koszt porannej wizyty w sanktuarium to 2500 THB. Bilety można nabyć bezpośrednio na stronie https://elephantjunglesanctuary.com/phuket/ albo w lokalnych biurach podróży.
Można również wykupić bilet całodniowy i wszystkie czynności wykonać po raz kolejny.

Cena obejmuje:

– karmienie słoni


– nacieranie słoni błotkiem


– kąpanie słonika


– lunch, dość pokaźny. Wraz z mini kursem przygotowania Pad Thaia. Jedzenie było naprawdę smaczne i różnorodne.

Mini kurs przygotowania Pad Thai wraz z ochotnikami 🙂
jedzonko 🙂

Generalnie dużą rolę w Sanktuarium ogrywa również personel. Chłopak, który przeprowadzał wykład o zasadach bezpieczeństwa, słoniach itd. robił to w bardzo zabawny sposób, aż żałuję, że nic nie nagrałam 🙁 Na każdym kroku sypał żartami, rozbawił całe towarzystwo, dzięki czemu każdy czuł się swobodnie, a cały pobyt spędziliśmy w pozytywnej atmosferze. Jeżeli się będziecie wahać, w którym miejscu udać się do Sanktuarium to z uwagi na tego Pana z całego serca polecam Phuket! 🙂

Transport zapewnia oczywiście Sanktuarium w obie strony. Należy jedynie podać nazwę hotelu. Wszystko sprawnie i przyjemnie.

Na pożegnanie każdy otrzymał eko torbę z logiem Sanktuarium oraz książeczkę z ciekawymi informacjami, m.in: gdzie na terenie Tajlandii znajdują się Sanktuaria, znaczenie słoni w Tajlandii, ile ich mniej więcej jest w Azji, różnice między słoniami azjatyckimi, a afrykańskimi, jak wyglądają zdrowe, szczęśliwe słonie, a jak chore, a nawet zdjęcia słoników z różnych lokalizacji, wraz z datą urodzenia, niektóre są już dość wiekowe 🙂

Na ich oficjalnej stronie na facebooku z każdej wizyty dostępne są fotorelację, także można śledzić na bieżąco co się dzieje. Oczywiście jeżeli ktoś sobie tego nie życzy wystarczy powiedzieć Panu fotografowi i bez problemu uwzględni tę prośbę.

W mojej opinii jest to całkowicie bezpieczne miejsce dla słoni. Oczywiście nie ręczę głową, bo spędziłam tam jedynie kilka godzin, ale pragnę wierzyć, że nie dzieje im się żadna krzywda oraz, że są tam szczęśliwsze, niż w miejscach, w których były poprzednio.
Doświadczenie dla nas ludzi jest niesamowite, niespotykane i jadąc na drugi koniec świata mamy możliwość spełnienia swoich marzeń. Moje zdecydowanie zostało spełnione, cieszę się, że wybrałam właśnie to sanktuarium, które propaguje etyczne podejście do przygód z udziałem zwierząt.
Uczą, że nie wolno pod żadnym pozorem jeździć na słoniach, a cudowny czas można z nimi spędzić bez krzywdzenia. Na szczęście społeczeństwo stało się coraz bardziej świadome i już coraz mniej ludzi korzysta z tego typu atrakcji. Niestety w lokalnych biurach wciąż są dostępne wycieczki, w ramach których jazda to atrakcja :/
Ode mnie tylko taka prośba jeżeli jesteście miłośnikami zwierząt jak ja to nie jeździjcie na nich, szczególnie na tych, które nie są do tego anatomicznie przystosowane 🙁
Jak widać można wybrać inną formę obcowania z nimi, równie bliską i przyjemną 🙂

Tajlandia

Phuket

Naszą przygodę w Tajlandii rozpoczęliśmy na Phuket. Zdecydowaliśmy się na wycieczkę objazdową spędzając po kilka dni w jednym miejscu. Na Phuket przeznaczyliśmy w sumie 5 dni, następnie Krabi oraz Phi Phi.

Planując podróż do Tajlandii wybraliśmy lot linią lotniczą Qatar z Warszawy przez Doha na Phuket. Bilety na koniec października kupiliśmy już w wakacje, w lipcu za 2 000 zł/os. Latając dotychczas wyłącznie tanimi liniami lotniczymi to było coś zupełnie innego. Stewardessi dbający o nas na każdym kroku, dwa darmowe posiłki, nielimitowane napoje, ekrany w zagłówkach, kocyk, poduszka, a nawet szczoteczka z pastą, czy pomadka ochronna do ust to rzeczy, których nie uświadczymy w tanich liniach, nawet na podobnych dystansach.

Nocleg na Phuket wybraliśmy w miejscowości Surin w hotelu 6th Avenue Surin. Generalnie na noclegi nie chciałam przeznaczać dużo pieniędzy, uważam, że nie jest to najważniejsze, bo i tak większość czasu spędza się poza nim. Jednak szukając noclegów okazało się, że można na spokojnie znaleźć dobry hotel w bardzo dobrej cenie. Uznaliśmy, że jednym z noclegów będzie hotel z dobrym standardem w rozsądnej cenie i taki właśnie znaleźliśmy na Phuket. Zdecydowanie mogę go polecić.

6th Avenue Surin Beach hotel ****
Basen na dachu z cudownym widokiem <3

Plaże

Surin Beach

Od pierwszego wejrzenia skradła nasze serce. Palmy, piękna błękitna woda – właśnie tego oczekiwaliśmy od Tajlandii. Plaża jest dość długa, co ważne, bez żadnego kamienia w wodzie! Fale potrafią zrównać z parterem, ale można się na nich trochę „pobawić”. Za plażą jest dość dobrze rozwinięta oferta gastronomiczna ze świeżymi kokosami, naleśnikami, pad thaiami i właściwie ze wszystkim czego zapragniecie, ale co ważne nie jest przy tym hałaśliwa i tłoczna.

Liczne knajpki na Surin Beach
Pyyyyyszne naleśniki banan nutella oraz mango 🙂

Wieczorem można zobaczyć piękne zachody słońca 🙂

Pyszny Pad Thai na Surin Beach

Bang Tao

Plaża z wieloma atrakcjami – jet sky, parachute, banan. Dużo się dzieje, knajpki i bary na plaży, blisko hotele, leżaki. Niestety woda nie jest już tak krystalicznie czyściutka, ciut bardziej popularna niż Surin przez co jest też więcej ludzi.

To właśnie tu znalazłam ławeczkę do jakże „instagramowego ” zdjęcia 🙂

Bang Tao Beach Phuket

Polecam skorzystać z tych wodnych atrakcji, ponieważ ceny są dużo niższe niż w Europie. Nam zawsze było szkoda wydać 50 euro za 15 minutową przejażdżkę na Jet Ski, więc natrafiła się idealna okazja, aby w końcu spróbować swoich sił. Wynegocjowaliśmy 1300 THB za 45 min(!) jazdy.

Freedom Beach

Plaża piękna – wszystko czego oczekuje od pięknych, rajskich plaż się tam znajduje: palemki, skałki, lazurowe morze, mało ludzi 🙂 Powodem niewielkiej liczby ludzi oraz dość małej popularności plaży jest na pewno utrudniony dostęp poprzez położenie plaży. Najpierw droga prowadzi przez wertepy, trochę się obawialiśmy o podwozie wynajętego samochodu, następnie 500 m dróżką w dół na nogach. Przed wejściem stoją szemrani Panowie nazwani przeze mnie mafjozami, którzy sprzedają napoje. Trochę czułam się przy nich niepewnie zważywszy na fakt, że znajdowaliśmy się pośrodku niczego, nieopodal tylko jakieś slumsowe budynki i dżungla.. Jednak może moja wyobraźnia jest zbyt wybujała i ostatecznie Panowie grzecznie nas pożegnali, a my walcząc żeby nic nie urwać w samochodzie pojechaliśmy dalej w drogę.

Wspomniani wcześniej Panowie

Mimo tych utrudnień warto się tam pojawić 🙂

Nai Yang Beach

Słynie z niewielkiej odległości do lotniska, właściwie jest „za płotem” dzięki czemu można pooglądać z bliska startujące maszyny. Nai Yang znajduje się na terenie Parku Narodowego i za wstęp pobierane są opłaty 200 THB, udało nam się dogadać z paniami i zapłaciliśmy 20 THB 🙂 Oprócz tych samolotów plaża wygląda bardzo zwyczajnie, jest baaaardzo długa (złożona z kilku plaż, granice nie są konkretnie wyznaczone) i szeroka. Może nie jechałabym na nią przez całą wyspę, jednak jak będziecie w okolicy można ją odwiedzić, zrobić sobie fajną fotkę z samolotem.

Jak już jestem w temacie lotniskowym to warto rozważyć opcje noclegu niedaleko lotniska, my mieliśmy tak fajnie, że mogliśmy dojść tam na nogach w 10 min, nie martwiąc się o transport, a samolot był rano.

W planie było zobaczenie o wiele więcej plaż niż opisałam, ale stwierdziliśmy, że nasza Surin jest tak piękna, że szkoda tracić czas na szukanie innych, była po prostu idealna! 🙂

Transport na Phuket

Phuket to bardzo duża wyspa i generalnie z transportem raczej nie ma problemu. Możemy wypożyczyć samochód, skuter, skorzystać z komunikacji miejskiej oraz taksówek. Wszystko zależy od budżetu jakim dysponujemy i jakie mamy możliwości. Wybór jest duży także każdy znajdzie coś dla siebie.

Koszt wypożyczenia:
– samochód ok 1300 THB


– skuter ok 350 THB
Oczywiście cena jest zależna od modelu i mocy pojazdu

Co zrobić będąc na Phuket?

  • Odwiedzić sanktuarium słoni – więcej w osobnym poście
  • Moneky Hill – niestety nie zdążyliśmy tam dotrzeć, ponieważ zrobiło się już ciemno. To miejsce może stać się inspiracją dla osób lubiących podobne atrakcje
  • Miasto Phuket

Zbyt wielu rzeczy w mieście Phuket nie zobaczyliśmy, po 18:00 zrobiło się już ciemno i szczerze mówiąc miasto wyglądało trochę na wymarłe, nie wiem co było tego powodem. Liczyliśmy na tłumy, mnóstwo knajp, streetfood, a było zupełnie inaczej. No cóż… może nie ten czas, nie te miejsca 🙂

Cieszyliśmy się, że już na pierwszej wyspie byliśmy w pełni zadowoleni i w zasadzie nic nam więcej do szczęścia nie było potrzeba, a to był dopiero początek naszej przygody z Tajlandią. Następnie przenieśliśmy się na Krabi.